wtorek, 12 maja 2009

Co z tym linuksem...

Przeglądając ostatnio WP natknąłem się na dość ciekawy artykuł:Jak Windowsa fanboy Linuksa testował. Ze względu na to, że w rodzinie mam ostatnio masowy powrót na Windowsa postanowiłem zobaczyć jakie spostrzeżenia wyniósł autor i czy one będą zgodne z moimi.

1) Instalacja

Autor wyszedł z założenia, że skoro tyle razy instalował Windows to ta wiedza mu wystarczy. Jak widać z treści artykułu nie koniecznie mu pomogła, a odnoszę wrażenie, że spowodowała jeszcze większe zamieszanie.
Moje przygody z Linuksem zaczęły się dość podobnie. Czyli w zamierzchłych latach 90-tych wpadła mi w ręce płytka z PCWorld'a na której znajdowała się dystrybucja Mandrake z nr bodajże 6. Autor z gazety zachwycał się systemem. Ja po instalacji miałem problemy z polonizacją i aktualizacją, a jeżeli dodamy brak dostępu do Internetu (wówczas dobro dość luksusowe i stosunkowo drogie) to mamy całościowy obraz klęski. Jakież było moje przerażenie gdy okazało się, że partycje linuksowe zajmują część dysku, a Windows Millenium ich nie "widzi" i nie bardzo wiadomo jak sobie z nimi poradzić. Z pomocą przyszedł program o nazwie PartitionMagic. Później długo, długo Linuksa omijałem jak zgniłe jajo. Ponowne podejście to okolice roku 2002-2003 i Aurox z gazety Linux +. Dystrybucja w pełni podobno spolonizowana i prosta w obsłudze. Cóż, okazało się że ani w pełni, ani prosta ale miała jedną zaletę... zmusiła mnie do zagłębienia się w "instrukcję obsługi" dostarczoną wraz z gazetą. Guru się nie stałem ale konsola nie powodowała już we mnie dzikich spojrzeń i serii klątw pod adresem autorów... Jednak brak łącza internetowego spowodował, że jednak dość szybko (po około 3 miesiącach) miejsce na dysku zostało zwolnione z powrotem pod partycję D:\. :) Na kolejne podejście trzeba było czekać do roku 2004 i stałego łącza. Dzięki temu drugiemu dobrodziejstwu do akcji weszły aż 2 dystrybucje: Fedora Core 2 (wraz z Biblią FedoraCore) oraz Gentoo 2004 ze znakomitym manualem online. Jak myślicie co było prościej zainstalować?
Odpowiedź może co niektórych zszokować ale Gentoo wygrało w przedbiegach. Fedora zapętliła się w zależnościach. Od tamtego czasu nie znoszę dystrybucji korzystających z rpm'ów. Wiem, że to wina użyszkodnika, a nie systemu, a jednak awersja pozostała. Natomiast podczas instalacji Gentoo prowadzony za rączkę przez manual (który wydrukowałem i co wówczas uznałem za ciekawe - dzięki konsolom w trakcie instalacji mogłem przeglądać online) wiele się nauczyłem z zasad kompilacji i pracy z tekstowymi plikami konfiguracyjnymi, a tryb tekstowy naprawdę przestał straszyć. Z tamtych czasów pozostała mi miłość do nano i mc. Gentoo dla użytkownika uczącego się systemu był idealny, jednak dla użytkownika chcącego zapoznać się z możliwościami programów opensource już mniej go polecę. Godziny kompilacji programów czasem doprowadzały do furii. W efekcie po trzech miesiącach ponownie pojawiła się partycja D:\. Jednak do Linuksa ciągnęło już nieodparcie. Po przeprowadzce do Wrocławia w ramach swoistego eksperymentu postanowiłem zainstalować Ubuntu 6.06PL na swoim blaszaku. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że wszystko pracuje ad-hoc, nie ma problemów z Javą, Flashem itp., a dodatkowo spore wsparcie można było znaleźć na forum ubuntu. Ta wersja Ubuntu przetrwałą na dysku aż do czasów gdy kupiłem laptopa, a komputer miał być przekazany córce. Pod naciskiem żony dysk został całkowicie sformatowany, podzielony na partycje i zainstalowany Windows, wraz z całym jego dobrodziejstwem - choć to już temat na inny wpis. Wraz z laptopem pojawiły się nowe problemy i nowe wyzwania. Maszynkę dostałem wraz z Vistą, co osobiście uważam, za jakieś nieporozumienie - przy fabrycznej konfiguracji: procesor 64-bitowy 1,6 GHz, 1GB Ramu, grafika zintegrowana firmy VIA (Chrome 9HC IGP lub jak kto woli chipset VN896), dysk 80GB z czego partycja recovery zajmuje 11GB, a Vista ponad 20GB.... Niewydajna grafika, słaby procesor w połączeniu z małą ilością ramu przypominał pracę na XP z 256MB ramu... tzn. można było podziwiać jak pięknie rysują się okienka, później dłuuuuuugo nic, a po zdecydowanie dłuższej chwili zaczynały rysować się ikonki. Cóż, przed zakupem sprawdziłem na stronie producenta grafiki czy są sterowniki pod Linuksa - były. Jednak popełniłem błąd nie sprawdziłem jakie są o nich opinie... Proces instalacji 7.10 poszedł dość gładko, później zaczęły się schody. Ale to już historia na punkt drugi niniejszego wpisu.

2. Instalacja sterowników.
Autor w/w artykułu miał problemy z drukarką, kamerą internetową, pendrivem, i kartą TV. Cóż czytając artykuł odniosłem wrażenie, że raczej nie zbyt zagłębiał się przed instalacją Ubuntu w to co ma w swoim komputerze zainstalowane i w jaki sposób to działa. Założył, że ma to działać ad-hoc jak w Windows. Jasne tylko, że w przypadku Windows za to działanie ad-hoc płaci średnio 350-400 zł... i system w tym przypadku przykuty jest do komputera, z którym został zakupiony.
Jak to wygląda u mnie?
Ponieważ w domu posiadam ruter tak więc net mam ad-hoc, kartę bezprzewodową również ślicznie wykryło i zainstalowało, choć praca Network Managera z sieciami zaszyfrowanymi pozostawiała wiele do życzenia, na szczęście z tego dobrodziejstwa korzystać zbyt często nie muszę. Drukarka wielofunkcyjna HP również bez większych problemów dała się skonfigurować (zarówno skaner jak i drukarka działają i są widziane przez system). Problemem oczywiście okazała się instalacja sterowników grafiki, które ni jak nie działały, a powodowały za to serię dziwnych zachowań systemu. Po 3 tygodniach dałem spokój. Pozostała VESA i system, który był odpalany sporadycznie. Na początku kwietnia 2008 roku pojawiła się długo prze ze mnie wyczekiwana wersja 8.04 LTS, a wraz z nią sterowniki do nieszczęsnej grafiki, które działały. Taaaaaaaaaaaak, działały do aktualizacji jądra systemu do wersji wyższej niż 2.24-16. Po ponad 3 miesięcznej walce udało mi się w końcu uzyskać zadowalający efekt, tzn mam pełną akcelerację 2D i częściową 3D, która spełnia moje wymogi, choć nie ukrywam, że w przyszłości produktów markowanych przez VIA będę unikał jak ognia. Aparat cyfrowy i czytnik kart pamięci są wykrywane z miejsca, partycje Windows i co ciekawe recovery również są widoczne i mała niespodzianka: pod dowolną dystrybucją Linuksa widziane są płyty DVD wypalone w tzw formacie Blue-Ray (są poprostu wypalane przy użyciu standardu zapisu UFS - UnixFileSystem :)), które pod Windowsem mogą podobno nawet doprowadzić do zawieszenia się napędu (cyt. z instrukcji obsługi kamery HD zapisującej na małych płytach DVD).

3. Gry, rozrywka i Wine
Autor artykułu zniechęcony niepowodzeniami próbuje uruchomić szachy w trybie 3D - hmm... system informuje go o braku odpowiednich bibliotek. Zastanawiam się, czy autor zadał sobie trud doinstalowania tych że bibliotek z rezpozytoriów - chyba nie. Wine również powoduje rozczarowanie autora - zastanawiam się, czy autor wysilił się choć przez chwilę i przejrzał dokumentację i porady dostępne w internecie.
W moim przypadku gry w trybie 3D działają - choć przez słabą wydajność grafiki raczej nie gram w te gry. Wine po doinstalowaniu pakietu MSFonts i dostrojeniu ustawień bez problemu instaluje i pozwala grać w starsze gry z serii Europa Universalis, w przypadku starszych tytułów problemem mogą być nietypowe formaty filmików i one nie pozwoliły mi na granie w Capitalism II. Dla mnie ograniczeniem jest wydajność grafiki, a nie słabość systemu. Gdyby nie słabe komponenty komputera raczej na nudę bym nie narzekał.

Czy podzielam poglądy autora? Uważam, że jego punkt widzenia odzwierciedla oczekiwania pokolenia wychowanego w dobie Windows. Kupuję jakikolwiek podzespół dostaję od producenta sterowniki i mają działać. W rzeczywistości systemów alternatywnych tak dobrze nie jest i nie będzie. Dlaczego? Bo producenci najczęściej mają w nosie te systemy, choć w przypadku Linuksa z roku na rok jest co raz lepiej to jednak do wsparcia dla Windows brakuje lat świetlnych. Zainstalowałem Linuksa szwagrowi i siostrzeńcowi żony. W obydwu przypadkach komputery zakupione bez systemu za to za baaaaaaardzo fajną cenę. Laptop Acera miał nawet zainstalowanego Linspire - tylko, że akurat za to marketingowców tej marki najchętniej bym zagryzł za działanie na szkodę społeczności OpenSource, bo jak nazwać w dzisiejszych czasach sprzedaż laptopa z zainstalowanym Linuksem bez środowiska graficznego? W przypadku siostrzeńca komputerek miał czyściutki dysk. W obydwu przypadkach instalacja przebiegła pomyślnie. W Acerze jedynym elementem nie rozpoznanym i sprawiającym fochy była i jest bezprzewodowa karta sieciowa. W przypadku blaszaka siostrzeńca 100% sprzętu zostało wykryte i skonfigurowane ad-hoc włącznie z bezprzewodową kartą sieciową podpinaną do USB. Systemy działały, miały zainstalowane wszelkie możliwe kodeki, archiwizery itp. To przecież człowiek dostaje w polskich remiksach. Po dłuższym użytkowaniu szwagier zaczął narzekać - a to Pidgin nie loguje się za każdym razem na GG, a to nie widać, że ktoś do niego pisze, to znowu coś się ze sterownikami grafiki stało i filmów nie może oglądać. Choć doceniał brak wirusów i szybkość działania. Można powiedzieć, że o zakupie Windows zadecydował brak GG takiego do którego się przyzwyczaił, bo sterowniki wystarczyło usunąć i ponownie zainstalować ich starsze wersje z backportów - tylko, że ja wiedziałem jak to zrobić i co się dzieje i mi się chciało przeszperać Google. Siostrzeniec... cóż tutaj zawiniła grafika ATI, która jak każda zintegrowana ma ograniczoną wydajność, a ponad to system zaliczał zwiechy aplikacji natywnych korzystających z trybu 3D. Problemem okazało się również dziwne pykanie słuchawek i głośników, którego nijak nie potrafiłem usunąć i do dziś jest dla mnie nie lada zagadką co to pykanie powodowało. Trzeci element to oczywiście brak gier, w które grają koledzy. Taki wiek, że człowiek chce robić to co całe stado, bo wyróżnianie się jest... hmm... trudne? W efekcie u siostrzeńca w niedzielę wylądował Windows 7 wersja RC (swoją drogą czyżby Microsoft się uczył od konkurencji - im więcej testerów tym lepiej przetestowany system, więc wersje RC udostępniono ogółowi), do końca czerwca 2010 siostrzeniec ma czas na uzbieranie kas na legalną kopię Windows, bo babcia (sponsor) zapowiedziała, że pirackich kopii oprogramowania sobie na komputerze wnuczka nie życzy (swoją drogą chwalebny czyn :) inspirowany moim wbijaniem do głowy każdemu z mojego otoczenia, że używanie pirackich kopii równa się kradzieży i naraża użytkownika na wirusy, trojany i inne mało przyjemne niespodzianki, a w dobie bankowości internetowej to chyba normalne, że każdy chce mieć jak najlepiej zabezpieczony komputer). Swoją drogą Windows 7 całymi garściami czerpie z doświadczeń twórców poszczególnych dystrybucji Linuksa. Zgodność z XP jest zapewniana na poziomie wirtualnej powłoki, wygląd jakby zbliżony do KDE i XFCE, rozwiązania bezpieczeństwa co raz lepsze, jako ciekawostkę mogę też stwierdzić, że 7 i Vista wreszcie podczas instalacji w sposób natywny widzą partycje linuksowe, jednak na instalacji się to kończy.

Podsumowując. Jak widać autor nie popełnia jakiegoś grzechu, oczekuje jedynie, że system operacyjny, którego będzie używał nie będzie sprawiał mu problemów i będzie obsługiwał wszystkie urządzenia, które podepnie do komputera. Linuks tych oczekiwań na dzień dzisiejszy nie spełnia.
Z drugiej strony należy też zrozumieć, że Linuks to inna filozofia działania. To nie jest inny Windows, a zupełnie inny system, którego trzeba się nauczyć. Pamiętam jak pierwszy raz posadzono mnie przed maszyną z zainstalowanym Windows 3.11, a wówczas jedynym komputerem z systemem operacyjnym z którym miałem styczność była Amiga ze swoim AOS 3.0 (skądinąd jak na tamte czasy systemem niedoścignionym). Matko jaka to byłą mordęga. Wraz z pojawieniem się Windows 95 świat komputerów stał się bardziej przyjazny, a ponieważ w między czasie firma Commodore popadła w tarapaty i zbankrutowała o AOS po za garstką zapaleńców nikt już nie pamięta. Dziś króluje Windows. Czy inne systemy mają szansę na wyparcie go? Tak jednak muszą być inne. Może to dziwne co piszę w tej chwili, bo teoretycznie z wcześniejszych wywodów wynika, że wręcz przeciwnie im będą bardziej podobne tym szybciej spełnią oczekiwania użytkownika masowego. Dlaczego więc inne? Bo muszą być lepsze od Windows, a to można uzyskać tylko tworząc zupełnie nowy, inny produkt. I takim produktem jest Linuks, takim produktem jest OSX z komputerów Apple, takim produktem jest nawet AOS4, który tworzony dla garstki zapaleńców jest dla nich o niebo lepszy niż Windows.
Czy w takim układzie da się pogodzić inność i prostotę obsługi? Przykład OSX i AOS4/MorphOS pokazują, że tak. Tylko, że należy to robić w sposób przemyślany. Dlaczego akurat te dwa przypadki przywołuję? Ponieważ obydwa wyszły z słusznego założenia, że skoro nie ma się co się lubi, to się lubi co się ma. Czyli skoro producenci nie raczą dostarczyć sterowników to... tworzymy system pod dedykowaną architekturę sprzętową.
W przypadku Linuksa do problemu należałoby podejść od drugiej strony czyli skoro nie ma sterowników do wszystkich możliwych konfiguracji sprzętowych stwórzmy konfiguracje, które są wspierane w 100%.
Załóżmy hipotetyczną sytuację:
Zakładam firmę i postanawiam sprzedawać komputery, a jednocześnie jestem rynkowym samobójcą i chcę promować Linuksa. Jak to zrobić? Postaram się przedstawić swój hipotetyczny biznesplan w punktach:

1) Przeglądam fora internetowe i szukam takich podzespołów i konfiguracji sprzętowych, które nie powodują problemów przy pracy z Linuksem. Na bazie zebranych informacji tworzę kilka zestawów komputerowych, na których instaluje kilka różnych dystrybucji i sprawdzam ich zachowanie. Jeżeli faktycznie nie sprawiają problemu podzespoły (czyt. bez większych problemów mogę zainstalować wszystko czego dusza zapragnie jeżeli chodzi o sterowniki) przechodzę do punktu drugiego, jeżeli zaś są problemy całą procedurę z danym zestawem powtarzam. Notuję skrzętnie każde zastosowane rozwiązanie, które działało.

2) Szukam urządzeń peryferyjnych: drukarek, kamer internetowych, tabletów, myszy, padów, joystików, skanerów. Powtarzam procedurę z punktu 1. Sprawdzam fora, typuję listę, jadę na zakupy testuję z 3-5 dystrybucjami, które wcześniej nie sprawiały kłopotu. Podobnie jak poprzednio notuję zastosowane rozwiązania.

3) Instaluję Javę i Flash'a notując zastosowane rozwiązania w danej dystrybucji, instaluję komunikator/komunikatory wspierające GG, Tlen, Skype. Notuję zastosowane rozwiązania.

4) Wchodzę na stronę Wine, typuję około 30 tytułów gier pod Windows, nie koniecznie najnowszych tytułów. Udaję się do sklepu i kupuję je. Sprawdzam ich kompatybilność i możliwe problemy podczas instalacji. Sprawdzam jak faktycznie się sprawują pod Linuksem. Tytuły, które sprawiają największe problemy odrzucam i ponownie szukam na stronie Wine, później sklep i tak aż do skutku, czyli uzyskania około 30-50 tytułów, które instalują się w sposób prosty i przyjemny. Wszelkie zastosowane rozwiązania notuję.

5) Tworzę skrypty autoamtyzujące instalacje w/w elementów: sterowników, flash,a, javy, i poszczególnych tytułów gier.

6) Tworzę instrukcję instalacji manualnych w/w rzeczy oraz instalacji przy pomocy skryptów.

7) Wypalam obraz dysku z zainstalowanym czystym systemem i dołączam go do zestawu wraz z wcześniej stworzonymi instrukcjami.

8) 3 najlepsze pod względem kompatybilności zestawy utworzone wg klucza: ekonomiczny, multimedialny, high-end z kompletem gier dostarczam w ramach testowych do domów dziecka z zaznaczeniem celu. Okres testów około miesiąca.

9) Przez 30 dni dzień w dzień odwiedzam użytkowników, rozmawiam o problemach i ewentualnych spostrzeżeniach. Notuję i staram się rozwiązać zaistniałe problemy.

10) W przypadkach ekstremalnych cały zestaw ponownie przechodzi procedurę testów od punktu 1 po wymianie kłopotliwego podzespołu.

11) W między czasie zlecam stworzenie sklepu internetowego. Umieszczam w nim dział FAQ i ogłoszenia, w którym użytkownicy mogą znaleźć odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania, instrukcje obsługi online, system zgłoszeń błędów itp. Tworzę linię telefoniczną dla klientów z problemami technicznymi. Na miesiąc przed otwarciem sklepu rozpoczynam kampanię reklamową na forach internetowych dot. linuksa, oraz dzięki programowi AdWords.

12) Wprowadzam do sprzedaży przetestowane wcześniej zestawy. Przez 6 m-cy od daty sprzedaży zapewniam wsparcie serwisowe z dojazdem do klienta i przez telefon w ramach ceny zestawu. Kolejne 18 m-cy to serwisowanie po dostarczeniu sprzętu do serwisu. Koszty zestawów staram się obniżyć sprowadzając podzespoły bezpośrednio od producentów - realne przy zamówieniu powyżej 100 szt. danego elementu. W ekstremalnych przypadkach szukam hurtowni, która zaoferuję najlepszą cenę przy takim zamówieniu.

Potencjalny koszt:
zestawu ekonomicznego - ok. 1100 zł z zainstalowanym systemem i 5 grami preinstalowanymi dzięki Wine.
zestawu multimedialnego (czyt. z lepszą kartą graficzną, siecią bezprzewodową, czytnikiem kart pamięci, ramem 2GB i średniej klasy procesorem) - ok. 2200 zł z zainstalowanymi 10 grami preinstalowanymi dzięki Wine.
zestawu high-end - ok. 3000 zł lub 3600 zł z nagrywarką Blue-Ray (karta graficzna z najnowszej linii produktów, wydajny 4 rdzeniowy procesor, 4GB ram, sieć bezprzewodowa, klawiatura i mysz bezprzewodowe, obudowa z linii HomeTheater)

W ofercie sklepu znajdują się drukarki, skanery i inne urządzenia peryferyjne, które wcześniej zostały przetestowane.
Czy coś takiego miało by rację bytu? Osobiście sądzę, że tak ale konieczne nakłady mogłyby na początek przerazić: szacuję, że realny koszt samych testów wyniósł by około 30 tys. zł, sklep internetowy na zamówienie wraz z rocznym kosztem utrzymania na serwerze i domeną to około 5-7 tys. zł, wynajem lokalu około 50 m2 z 50m2 powierzchnią magazynową to około 3 tys. miesięcznie o ile nie szukamy czegoś w centrum miasta. Jeżeli pomyślimy dodatkowo o 5 stanowiskowej kafejce internetowej przy sklepie to dalsze 7 tys. zł, łącze internetowe i linie telefoniczne to kolejne 1 tys. zł miesięcznie. Łącznie daje nam to koszt ponad 50 tys. zł, a gdzie podzespoły i zaopatrzenie sklepu? To kolejne 50-70 tys. Przy czym, mając narzut około 15% (bardzo trudny do osiągnięcia w chwili obecnej) i zakładając sprzedaż około 20-30 zestawów miesięcznie, oraz dochód z kafejki na poziomie 1 tys. zł brutto miesięcznie nakłady mogły by się zwrócić dopiero po około 20 miesiącach funkcjonowania. Oczywiście należałoby szukać dojść do przetargów i nowo powstałych firm gdzie można by wykazać wyższość Linuksa w pracy biurowej (cóż ten system bardzo restrykcyjnie pozwala kontrolować prawa dostępu do aplikacji :)).

Z założenia to tylko zarys ale jak widać można ale niech mi ktoś poda 6 liczb do totka, bo dzisiaj nie dysponuję kasą, która pozwoliłaby mi na wdrożenie tego pomysłu w życie...

1 komentarz:

  1. Hej, jak już trafisz tą szóstkę w Totka - to zatrudnisz mnie? Pomysł - bomba!

    OdpowiedzUsuń