środa, 8 kwietnia 2009

Wolny rynek centralnie sterowany?

Czytam kolejne artykuły w gazetach, przeglądam wiadomości w Internecie i przecieram oczy ze zdumienia. Wszyscy cały czas trąbią o kryzysie, utyskując na złych bankierów i finansistów. Wyszukuje się co raz to nowszych przyczyn kryzysu, pojawiają się plany ponadnarodowych instytucji kontrolujących banki i bankierów.

Męczy mnie jedno pytanie: Gdzie w tym wszystkim podział się wolny rynek? Wolny rynek, który jeżeli nikt go nie wypaczy sam wyeliminuje oszustów i naciągaczy, a winnych sprowadzi wcześniej czy później na dno.

Zastanówmy się.

Podobno winnymi kryzysu są amerykańskie banki, które udzielały tzw. złych kredytów. Nadmiernie ryzykując doprowadziły się na skraj przepaści. Oczywiście w globalnej wiosce obowiązuje zasada naczyń połączonych, więc wraz z bankami amerykańskimi "popłynęły" również europejskie i azjatyckie. Bach - mamy kryzys, nikt nikomu nie chce pożyczać pieniędzy gospodarka nie ma kasy na rozwój. Światowi finansiści dochodzą do wniosku, że trzeba ratować banki... tylko zaraz, momencik...
Jeżeli jakiś bank podjął złą decyzję - przeinwestował - to wg zasad wolnego rynku powinien w tej chwili upaść lub zostać przejęty przez inny, bardziej rozważny i ostrożny bank. W ten sposób rynek karze ryzykantów, a nagradza myślących. Fakt za nim sytuacja na rynku by się uspokoiła czekały by nas około 3-4 lata zawieruch ale w zamian po wszystkim mielibyśmy uzdrowiony system światowych finansów.
W rzeczywistości wygląda to następująco: Bank X zaszalał - prezesi i zarząd przez ostatnie 4-5 lat rozdawali pieniądze na prawo i lewo w zamian wykazując miliardowe, iluzoryczne zyski i inkasując premie liczone w milionach dolarów. Kiedy w 2006 roku nastąpiło tąpnięcie (skończyła się górna faza cyklu gospodarczego) panowie ci wpadli w panikę, bo krociowe zyski okazały się stratami, a ich instytucja bankrutem. (Wg mojego zdania w tej chwili powinien wkroczyć wolny rynek - panowie lądują na bruku z takim świadectwem pracy, że dłuuuuuuuuuuuugo nie znajdą pracy w finansach, a bank [lub też jego klienci] jest przejmowany przez innych uczestników rynku). Nasi kochani finansiści wymyślili inną metodę. W tym momencie wkracza dobry wujek Sam do spółki z Brytyjczykami. "Oki, zrobiliście źle ale teraz macie prezencik w postaci fury dolarów i funtów i bawcie się dalej". Niby nic wielkiego, a jednak... zrobiono wielką krzywdę wszystkim konsumentom i uczciwym uczestnikom rynku:
1) na rynku pozostali kombinatorzy, którzy w normalnych warunkach z braku kasy znaleźli by się na bruku
2) uczciwe instytucje zostały "nabite w butelkę", chcąc być uczciwym należy przestrzegać pewnych zasad, a tym samym raczej trudno wykazywać tak krociowe zyski jak nieuczciwi konkurenci ale na dłuższą metę powinno to się opłacać - niestety jak się okazało nie w świecie w którym żyjemy...
3) konsumenci rozdawnictwo rządów dopiero odczują - inflacja w najbliższych 5-7 latach podskoczy o kilka procent, bo właśnie wpuszczono na rynek kilka ton pieniądza bez pokrycia w rzeczywistej wartości produktów czy usług - siłą rzeczy obniżono w ten sposób wartość już będących na rynku banknotów.

Kolejna rzecz, która szokuje to wymyślanie instytucji, które centralnie mają sterować czymkolwiek - taaaaaaaaaaaaaaak państwa Europy Środkowej jeszcze pamiętają "centralne sterowanie"... Tym razem to nie socjaliści/komuniści ze Wschodu wpadli na ten pomysł. Pojawia się jedno pytanie: Kto będzie kontrolował samych kontrolerów, a następnie kto będzie nadzorował nadzorujących kontrolerów, itd. Istny Orwell. Podkreślam w normalnie działającym systemie wolnorynkowym instytucje nadzorujące są niepotrzebne, w nim nadzorcą jest klient. Ja wiem, że wszystkie rządy starają się troszczyć o tego "biednego, głupiego" klienta tylko, że ani on głupi, ani biedny. Każdy człowiek ma instynkt samozachowawczy, jeżeli raz sparzy się na czymś następnym razem 10x się zastanowi za nim zaryzykuje... ot taka ludowa mądrość, która normalnie funkcjonowała przez setki lat, a dzisiaj finansiści o niej zapomnieli.

Tak wiem, że w sytuacji, w której zaczęły by upadać banki część klientów straciła by swoje oszczędności. Jednak tu też działa wolny rynek - następnym razem zastanowią się gdzie lokują swoje pieniądze i być może podzielą je na kilka banków?

Tak wiem, że pozostałe, normalne i zdrowo funkcjonujące banki zahamowały by akcję kredytową. Tym samym część przedsiębiorstw stanęła by na skraju zapaści - jednak tu też obowiązuje wolny rynek - jeżeli inwestycja jest stabilna na pewno znajdzie się inwestor, który zdecyduje się ją dofinansować.

Tak wiem, że część ludzi straciłaby pracę, a rosnące bezrobocie mogłoby pogłębić kryzys - ale w tym momencie ujawnia się właściwa rola państwa-inwestora, inwestującego w infrastrukturę i roboty publiczne (a nie państwa drukarza), pieniądze na ten cel powinny zostać przesunięte z puli socjalnej ale polityka i rola państwa to temat na osobny wpis :)

Jak widać jestem bardzo konserwatywny w swoich poglądach, a jednak uważam, że w przypadku ekonomii rządzą prawa, które podobnie jak w fizyce są niezmienne i to one są tym najważniejszym nadzorcą. Działając przeciwko nim możemy co najwyżej zrobić sobie krzywdę - tym którzy nie wierzą polecam zastanowić się czy potrafią latać bez pomocy jakichkolwiek urządzeń?

wtorek, 7 kwietnia 2009

Nowy aparat Pentax'a

Przedwczoraj dostaliśmy nowy model aparatu japońskiej marki Pentax - X70. Cyfrówka ta jest odpowiedzią na ofertę aparatów marki Nikon i Olympus w segmencie tzw ultrazoom'ów. Charakterystyczne dla tej klasy duże zbliżenia powoli wchodzą w parametry, które przyprawiają o ból głowy. Powiększenia optyczne rzędu 24-26 razy przy matrycy wielkości paznokcia i średnicy soczewki wielkości ok. 20 - 30mm trochę przerażają.
Wracając do tematu, aparat dysponuje matrycą CCD o rozdzielczości 12 milionów pikseli, 24-krotnym zoomem optycznym (ekwiwalent ogniskowej dla 35mm wynosi 26-624mm), układ optyczny wspomagany jest dwupoziomową stabilizacją - matrycową i cyfrową. Szeroki zakres czułości jest już standardem stąd ISO 50 - 6400 nie budzi większych emocji. Podobnie jest z zakresem możliwych ustawień trybów pracy - inteligentna automatyka, tryby P Av Tv(S) M, tryb programów tematycznych, kręcenie filmów - przy czym warto zauważyć, że model ten został wyposażony w nagrywanie filmów w rozdzielczości HDReady. Podobnie jak w przypadku konkurenta ze stajni Nikona zasilany jest akumulatorem litowo-jonowym. Obudowa wykonana jest z tworzyw sztucznych, co zapewnia siedemdziesiątce bardzo małą wagę.

Pierwsze wrażenie - "Boże, ależ on jest plastykowy...", pogłębia się w miarę użytkowania. Przyciski działają zdecydowanie toporne, a użytkownik ma wrażenie, że wszystko za chwilę zacznie skrzypieć i trzeszczeć. Pytanie budzi też akumulator - ten sam typ jest stosowany w aparatach kompaktowych ze znacznie skromniejszą optyką i starcza tam przeciętnie na ok 200 - 250 zdjęć, mam dziwne przeczucie, że w tym przypadku trudno będzie osiągnąć podobny wynik. Wyposażenie standardowe - choć brakuje osłony przeciwsłonecznej. W trakcie eksploatacji problemy może też sprawić osłona obiektywu, która jest po prostu wciskana na obiektyw i trzyma się na nim na słowo honoru. Polski dystrybutor nie popisał się dostarczając nam sprzęt tylko z skróconą instrukcją obsługi, zabrakło pełnej wersji, która powinna znajdować się na płycie CD w formacie PDF. Niby nic wielkiego - mają dosłać - ale pozostawia nieprofesjonalne wrażenie.

Negatywne odczucia po pierwszym kontakcie zacierają się jednak w miarę użytkowania i robienia zdjęć. Aparat pracuje bardzo poprawnie w całym zakresie ogniskowej zdecydowanie nadążając za konkurentami, a niekiedy robiąc zdecydowanie lepsze wrażenie (moim zdaniem niższy poziom szumów niż w Nikonie P90 i lepszy system kompresji JPEG niż w Olympusie). Warto zauważyć też całkiem niezłą pracę aparatu w wysokich czułościach ISO - zakres szumów można uznać za dopuszczalny (dla tej klasy sprzętu) do poziomu 3200 ISO, a to pozwala na wykonanie zdjęć "z ręki" nawet w kiepskich warunkach oświetleniowych. Dobra jest ergonomia użytkowania - parametry manualne można ustawić przy pomocy pokrętła znajdującego się pod prawym kciukiem, na zewnątrz "wyrzucono" również przycisk korekcji ekspozycji (możliwa w zakresie +/- 2EV, ze skokiem 03EV - czyli standard dla dzisiejszych produktów). Trochę brakuje szybkiego dostępu do parametrów związanych z czułością, należy jednak zauważyć, że producent przewidział możliwość przypisania "zielonemu" przyciskowi dowolnej funkcji, co zdecydowanie powiększa możliwości konfiguracyjne aparatu. Osobiście uważam, że X70, podobnie jak pozostałe Pentax'y posiada bardzo czytelne i przejrzyste menu ale to już zdecydowana kwestia gustu. Ciekawą funkcją jest też tryb Easy (fabrycznie przypisany pod "zielony" przycisk z tyłu obudowy)- bez względu na wybrany tryb pracy włączając go zamieniamy aparat w "małpkę" umożliwiając przekazanie go dziecku lub komuś z rodziny aby wykonał nam zdjęcie. Dużym plusem aparatu są spore możliwości edycji zdjęcia tuż po wykonaniu - możliwe jest nałożenie filtrów kolorowych, rozjaśnienie/przyciemnienie zdjęć, korekcja "czerwonych oczu", kadrowanie, zmiana kolorystyki zdjęcia (cz-b, sepia, cz-b z pozostawieniem jednego z kolorów podstawowych z palety RGB). Opcje te były już znane w poprzednich modelach tego producenta - w tym poprawiono jedynie szybkość działania elementów edycyjnych.

Trochę może zrażać cena - 1700 - 1800zł (początek kwietnia 2009) to cena zdecydowanie za wysoka jak na ten segment sprzętu fotograficznego, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę kiepskie wykonanie obudowy. Z drugiej strony aparat przyciąga naprawdę dobrymi jakościowo zdjęciami i lekką wagą. Jeżeli spotkacie go gdzieś w cenie 1400-1500zł możecie śmiało kupować, nie będziecie żałować.

Wiem, że w podanych wyżej cenach można już kupić lustrzankę ale X70-ka nie jest przeznaczona dla klientów rozważających zakup lustra. To uniwersalny i zaawansowany kompakt dla amatorów fotografii dzikiej przyrody, lotnictwa, czy sportu (na stadionie ten zoom naprawdę jest nie zastąpiony), którzy oczekują prostoty i przyzwoitych zdjęć w formatach 10x15, 13-18 i 15x21. Lekka waga przy wędrówkach po górach i bezdrożach będzie na pewno atutem, a zoom przy fotografii przyrody wręcz nie do zastąpienia ale za nim wyjedziecie z 70-ką w Bieszczady zaopatrzcie się w zapasowe akumulatory, bo na bezdrożach możecie zostać zaskoczeni rozładowanym akumulatorem.

Moja ocena: 7/10 - ocena zaniżona o 1 ze względu na fatalną jakość obudowy.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Codzienność...

Coraz częściej łapię się na tym, że po 9 latach pracy w handlu mam dość.

Ile razy można odpowiadać na te same pytania zadane w innej formie?
Nie wspominając już o sytuacji, w której po 40 minutowej rozmowie klient informuje z uśmiechem, że i tak kupi w sklepie internetowym - "bo tam taniej". Tak taniej ale moja wiedza i czas też są wliczone w cenę produktu na półce.

Ostatnio problemem są też spadające obroty. Rozumiem, że wzrost cen spowodował wstrzymanie się części klientów z zakupem ale uważam, że nie bez znaczenia jest tutaj wzrost liczby sklepów wielkopowierzchniowych i liczby solidnych sklepów internetowych. Jeżeli w przeciągu 3 lat we Wrocławiu powstało ok 7 galerii handlowych, a w większości przypadków są w nich sklepy z elektroniką, to siłą rzeczy ruch klientów będzie rozkładał się w miarę równomiernie na wszystkie sklepy. Zmniejszona liczba klientów automatycznie przekłada się też na zmniejszenie liczby kupujących. W efekcie trudno jest mówić o pozytywnym nastawieniu do pracy. Idę do pracy wykładam towar, sprzątam, czyszczę i przebudowuję - a sprzedaż zajmuje mi około 15% czasu spędzonego w sklepie. Mógłbym napisać, że się nudzę ale to nie tak - nudzić można się tylko na własne życzenie, bo roboty jest dużo - ale chcąc być szczerym trzeba sobie jasno powiedzieć - w stosunku do obrotów działu, na którym pracuję, jest nas za dużo... Co prawda dyrektor marketu zarzeka się, że nie będzie zwalniał, jednak jeżeli poziom obrotów nie wzrośnie to śmiem twierdzić, że scenariusz zwolnień w handlu robi się co raz bardziej prawdopodobny... Czy to wina kryzysu? Hmm... najpierw musieli byśmy się zapytać na ile mamy do czynienia w Polsce z kryzysem, a to zostawię sobie na innego posta :)

niedziela, 5 kwietnia 2009

Dlaczego?

Dlaczego zdecydowałem się zacząć pisać? Hmm... trudno na to jednoznacznie odpowiedzieć. Uważam, że na co dzień nosimy maski, za którymi skryte jest nasze właściwe ja. Tam są nasze myśli i odczucia. Nosimy je bo tak jest łatwiej. Świat nie lubi przegranych, a ludzie nie lubią zwycięzców, więc aby chronić się przed Światem i zawistnymi ludźmi zakładamy na twarz uśmiechy lub łzy (w zależności od sytuacji) i udajemy, że wszystko jest w porządku, tzn tak jak oczekuje tego od nas otoczenie. Stwierdziłem, że może czas pokazać troszkę więcej siebie? Że czas wreszcie ściągnąć maskę błazna? Za pewne niektórych zastanowi tytuł. Pochodzi z wiersza, który kiedyś napisałem. Gdy dziś patrzę wstecz stwierdzam, że człowiek o życiu cały czas się uczy czegoś nowego. Wiersz napisałem około 4 lat temu jednak w zeszłym roku jego pierwsze wersy stały się myślą przewodnią, która pozwoliła mi się podnieść z kolan...

Czas znowu podnieść głowę 
Za maską błazna schować łzy 
By nie dać poznać po sobie 
Że Los ponownie był zły 
Czas zagrać swoją rolę 
W teatrze Życia 
W nim Bóg jest Cenzorem 
To On odwołuje ze sceny 
Więc sami nie wiemy 
Kiedy przyjdzie zagrać nam 
Role nie do pobicia 
Czekamy na antrakt 
Kiedy zapadną kurtyny 
Przyjdzie zmyć z twarzy farby 
I wtedy się sprawdzimy 
Czy jesteśmy tego warci 
By zagrać w drugim akcie 
Na ile tytuł będzie prawdziwy pokaże czas...