piątek, 5 czerwca 2009

Bezpieczna przyszłość - jak to zrobić?

W poprzednim wpisie podałem przykłady jak można inwestować tak aby w przeciągu 30 lat umożliwić sobie dostęp do dość znacznych zasobów gotówki. Ponieważ widzę, że mam raczej stałych czytelników to postaram się opisać narzędzia, z których korzystam osobiście.

W internecie możemy znaleźć wiele ofert biur maklerskich lub banków, które oferują nam plany emerytalne, ubezpieczenia z opcją "na dożycie", plany systematycznego oszczędzania itp. Można oczywiście skorzystać z tych opcji. Jednak ja osobiście nie lubię tracić kontaktu z moimi pieniędzmi aż do tego stopnia. Więc jak to robię?

Gdy przeprowadziłem się do Wrocławia, żona namówiła mnie na przeniesienie rachunku do mBanku. Nie ukrywam, że podszedłem do tego baaaaardzo sceptycznie "bo to taki wirtualny bank". Jednak ze względów praktycznych uległem jej namowom. Nie bez znaczenia był tutaj fakt, że konto w mBanku było bezpłatne, więc pomyślałem sobie - w najgorszym wypadku faktycznie wrócę do swojego starego banku, który znałem i nawet sobie ceniłem.

Pierwsze wrażenie.

Hmm... jakoś tu dziwnie... brak opcji lokat jakiś dziwny układ rachunków... - strona ewidentnie mi nie pasowała.
Jednak było kilka elementów, które pozytywnie zaskoczyły.

Możliwość otwarcia konta oszczędnościowego (eMAX, eMAX Plus), w którym oprocentowanie było bardzo zbliżone do oprocentowania lokat, a miało tą przewagę, że odsetki były kapitalizowane w skali miesięcznej i raz w miesiącu mogłem bezpłatnie wypłacić z niego pieniądze.

Dostęp do funduszy inwestycyjnych poprzez Supermarket Funduszy Inwestycyjnych. Niby nic nowego ale... zaraz... tutaj są fundusze w których mogę wpłacać nawet po 20 zł/mc... ooo... to coś nowego, bo w rozwiązaniach konkurencyjnych minimalna składka miesięczna wynosi przynajmniej 50 zł. (zresztą przygoda z SFI właśnie zaczęła się od takiego funduszu, w którym mogłem wpłacać po 20 zł/mc)

Dostęp do ubezpieczeń AC/OC z miesięczną składką ubezpieczeniową - w skali roku wychodzi kilka złotych więcej ale - osoby, które płacą wiedzą, co to za ból gdy raz na kwartał trzeba nagle znaleźć w budżecie te 250 zł. Tu płacimy z żoną po 90 zł na miesiąc, jakoś łatwiej to przychodzi... choć taniej nie jest :/

Dostęp do doładowań GSM. Też nic nowego ale zawsze dodatkowy plus.

Ubezpieczenia na życie (nie korzystam, bo uczestniczę w programie pracowniczym),
Ubezpieczenia mienia (nie korzystam)
Indywidualne konta emerytalne (nie korzystam, bo wolę sam budować własny 3 Filar :))

Dostęp do wniosków kredytowych on-line, kart kredytowych, rachunków kredytowych... to wszystko niby znane z własnych kont... a jednak w tym przypadku możemy stworzyć własne centrum finansowe. I to przede wszystkim mnie zaskoczyło. No i co ważne mając dostęp do Internetu 99% spraw mogę załatwić właśnie przez Internet.

Całkiem niezły dostęp do bankomatów - te z sieci: Euronet, BZWBK, Cash For You, MultiBank są bezpłatne.

Wady.
Jedna. Osoby, które same wpłacają pieniądze w okienku bankowym mogą się czasami wściec. mBank nie przyjmuje wpłat "w okienku". Należy znaleźć tzw wpłatomat mBanku lub Multibanku i dopiero tam możemy wpłacić nasze ciężko zarobione pieniądze, a niestety wpłatomatów jest chyba za mało i dość często "padają"...

Podsumowanie.
Zdecydowanie więcej zalet niż wad, jednak nie polecę mBanku osobom, które dużo gotówki wpłacają w okienku. Natomiast Ci, którzy korzystają z dobrodziejstwa przelewów powinni być zachwyceni.

Wracając do oszczędzania. Początki były śmieszne... ot stwierdziłem, że przez rok będę sobie wpłacał na fundusz inwestycyjny po 20 zł miesięcznie. Kwota na tyle niewielka, że mogłem sobie na to pozwolić nie odczuwając tego zbytnio... Ponieważ trafiłem na końcówkę hossy (2006/2007) więc wynik pod koniec założonego okresu troszkę mnie zaskoczył - 380 zł przy zainwestowanym kapitale 240 zł to chyba nieźle?
W między czasie odkładałem na konto oszczędnościowe po 50 zł/m-c. Tu było słabiej - niecałe 615 zł po roku odkładania... zwrot zdecydowanie niezachwycający jeżeli porównać go z tym z funduszy...

Po rozmowie z żoną i nie ukrywam, że pod działaniem "gorączki świeżo nawróconego" zmieniłem strategię inwestycyjną... Wybrałem fundusz, który moim zdaniem był dość bezpieczny, a jednocześnie przynosił godziwe zwroty roczne (www.bankier.pl - tam można to sobie zobaczyć) i dokonałem konwersji (przelewu) środków już uzbieranych na poprzednim funduszu i zacząłem inwestować w nowy fundusz nie po 20 zł, a po 50 zł... Cóż rok 2007 dobiegał końca, zyski były nawet fajne ale... nadszedł rok 2008 czar prysł... o zwrotach na poziomie 40-60% w skali rocznej można było zapomnieć... Nagle okazało się, że w maju 2008 roku zamiast około 1600 zł w funduszach mam niecałe 800 zł... Mimo wszystko zacisnąłem zęby i co miesiąc wpłacałem. Znajomi pukali się w czoło "Stary co ty robisz!!! Przecież fundusze tylko straty przynoszą!!!"

I w tym momencie należy się kilka słów wyjaśnienia.

Faktycznie zrobiłem błąd, bo wszystko inwestowałem w jeden rodzaj funduszu (akcyjny). Błąd bolesny ale nie tragiczny... akcje w końcu odbiją. I tu z pomocą przyszło jeszcze jedno narzędzie z mBanku - Asystent Inwestycyjny.

Okazało się, że mogę w nim wybrać kilka strategii inwestowania, a AI (fajnie brzmi :)) podpowie mi jak mam rozłożyć posiadane środki finansowe. Są dostępne 4 strategie inwestycyjne i możemy zdefiniować 5 własną. Wchodząc w zakładkę AI możemy szybko ocenić, czy prawidłowo (czyt. zgodnie ze strategią) rozkładają się nasze środki.

Wracając do moich znajomych. Tak macie racje fundusze przynoszą straty ale... tym, którzy w momencie tak dużego spadku sprzedają posiadane jednostki. Ja wpłacając systematycznie po 50 zł na miesiąc tracę znacznie mniej. Dlaczego?

W szczycie kupowałem jednostki funduszu nawet po 240 zł dzisiaj kosztują około 140 zł. Hmm... Straciłem... ponad 100 zł na jednej jednostce... ale zaraz przecież ja ich nie sprzedałem jeszcze, a teraz kupowałem nawet po 97 zł w pewnym momencie. Podsumowując. W tym momencie możemy powiedzieć, że straciłem na jednostkach kupionych w szczycie hossy (po 240 zł) ale już zaczynam zarabiać na jednostkach kupionych w "dołku" bessy (po 97 zł). W efekcie aby zrównoważyć "straty" które ponoszę na jednostkach po 240 zł wystarczy, że cena jednostki dojdzie do około 160 zł, a jak widać nie jestem od tego bardzo odległy :)

W praktyce oznacza to, że nie muszę inwestować dużych kwot, może to być nawet 50 zł miesięcznie, bylebym robił to regularnie. Wiem, że część funduszy podniosła poprzeczkę wpłat minimalnych do 100 zł. Jak sobie z tym poradzić? Wpłacamy co 2 miesiące 100 zł.

50 zł/m-c --> eMax --> 100 zł/2 m-ce --> Fundusz Inwestycyjny.

Warto zastanowić się czy inwestować w jeden typ funduszy czy też w kilka typów - osobiście polecam ten drugi wariant wsparty dodatkowo oszczędzaniem na eMax. Obecnie w moim przypadku wygląda to następująco:

100 zł/2 m-ce --> eMax
100 zł/2 m-ce --> Fundusz Inwestycyjny, przy czym co 3 wpłata trafia na Fundusz Zrównoważony lub Papierów Dłużnych (w zależności jak podpowiada w danym momencie Asystent Inwestycyjny)

Przy takim rozłożeniu mogę powiedzieć, że uśredniając inwestuję 50 zł miesięcznie w Fundusze i 50 zł miesięcznie odkładam na eMaxPlus. Strategia ta opiera się na założeniu, że mam inwestować długoterminowo, a prawdziwe zyski zacznę zauważać po około 10 letnim inwestowaniu przy zachowaniu obecnej strategii.

Trochę to wszystko złożone ale jak macie pytania to piszcie postaram się wyjaśnić. I naprawdę namawiam na mBank, chociaż by dla Supermarketu Funduszy Inwestycyjnych ;)

czwartek, 4 czerwca 2009

Kolejne wybory i...

Przed nami kolejne wybory, za nami kolejna kampania wyborcza i... setki ton śmieci w postaci nie potrzebnych nikomu ulotek i broszur wyborczych. O plakatach i bilbordach już nie wspomnę.
Z tego co pamiętam to po zakończeniu kampanii wyborczej sztaby poszczególnych kandydatów odpowiadają za usunięcie pozostałości po agitacji. Niby wszystko w porządku ale... dlaczego nikt tego nie egzekwuje. Dlaczego po każdych wyborach potykam się na ulicy o stare ulotki? Dlaczego na murach i tablicach ogłoszeniowych straszą nieaktualne i zniszczone plakaty wyborcze? Oczywiście koniec, końców zakłady komunalne robią z tym porządek tylko DLACZEGO za pieniądze z budżetu?
Innym "kwiatkiem" jest fakt finansowania partii z budżetu państwa po przekroczeniu przez nią tzw progu wyborczego. Choć rozumiem przesłanki, którymi kierowali się twórcy prawa o finansowaniu partii politycznych (brak nacisków ze strony ewentualnych darczyńców na działania, które nie byłyby korzystne dla ogółu obywateli i możliwość korupcji polityków) to osobiście tego prawa nie popieram. Jak wykazała praktyka ryzyko korupcji nie spadło, a lobbowanie partii politycznych przez określone grupy interesu będzie istniało zawsze. Tym samym nie widzę podstaw do dalszego finansowania partii z budżetu państwa, który z roku na rok notuje deficyt (czyt. zaciągamy jako państwo kolejne pożyczki).
Rozumiem zasady i cel eurowyborów. Co więcej wiem, że są one rzeczywiście potrzebne, tylko w momencie gdy nasi politycy mają być przedstawicielami aż w 3 organach wybieralnych (sejm, senat, europarlament) może czas zastanowić się nad tym czy na 100% Polsce potrzebny jest senat i czy potrzebujemy aż tak licznego sejmu? Wydaje mi się, że Polski nie stać na utrzymanie: 460 posłów, 100 senatorów i 50 eurodeputowanych.
Ile wydajemy na same uposażenia i diety poselskie?
((9892 zł(w) + 2473 zł(d) + 10150 zł (b)) * 460 * 12) = 22515 zł * 460 * 12 = 270180 zł (jp/r) * 460 = 124 282 800 zł (słownie: sto dwadzieścia cztery miliony dwieście osiemdziesiąt dwa tysiące osiemset złotych)

Legenda:
w - wynagrodzenie podstawowe
d - dieta poselska
b - ryczałt na utrzymanie biura
jp/r - koszt utrzymania jednego posła rocznie

Kwota może przyprawić o mały ból głowy, biorąc pod uwagę, że przeciętny nauczyciel z dziesięcioletnim stażem zarabia około 2500 zł brutto to w zamian za jednego posła można by zatrudnić prawie 10 nauczycieli... lub za roczne wynagrodzenie Pana Posła wyposażyć w całkiem nowy sprzęt pracownie komputerową w dwóch szkołach. Teraz zastanówmy się kto i co w Polsce jest bardziej potrzebne?

Warto też wiedzieć, że wynagrodzenie przedstawione powyżej nie jest całkowite. Panowie posłowie otrzymują jeszcze dodatki za uczestnictwo w komisjach poselskich i przybywanie na posiedzenia Sejmu(!).

Podkreślam - nie twierdzę, że Parlament jest w Polsce zbędny, moim zdaniem jest on za duży. Zmniejszenie liczebności posłów to tylko pierwszy krok. Gdyby zmniejszyć liczebność Sejmu o połowę i zlikwidować Senat budżet nie musiałby wydawać około 70-80 mln zł rocznie... Jeżeli do tego dodamy zmniejszenie administracji rządowej i publicznej (zacznijmy wreszcie wykorzystywać sieć) to sądzę, że oszczędności pozwoliłyby na zmniejszenie deficytu budżetowego o połowę... lub też przesunięcie tych pokaźnych kwot na stronę infrastruktury i edukacji, a to w dalszej perspektywie zaczęłoby przynosić zwiększone wpływy do budżetu.

Wiem, że to co napisałem powyżej jest w obecnych warunkach politycznych mało realne ale nie sądzę abym tylko ja miał takie zdanie. Być może Sieć ułatwi odnajdywanie ludzi o podobnych poglądach i z czasem okaże się, że możliwe będzie wyjście z odpowiednią inicjatywą obywatelską? (marzenia nic nie kosztują ;>)

Na koniec chciałbym podziękować. Tak, podziękować pokoleniu moich rodziców za odwagę i walkę, za wiarę i chęć do zmian. Mam nadzieję, że moje pokolenie nie zaprzepaści szansy, którą dla nas wywalczyliście.