czwartek, 19 października 2023

Wybory i dlaczego „Co złego to nie my”

 Po wyborach, w kręgach dotychczasowej opozycji, zapanował hurraoptymizm. Co więcej - podobny optymizm widzę wśród wyborców. Obawiam się, że przełoży się to na zasadę „Ja zrobiłem swoje…”.

Tu pojawia się pewien problem. Opozycja wyborów nie wygrała, opozycja (być może) przejmie władzę jako koalicja. Co więcej, przejmie tą władzę w momencie bardzo dla Zjednoczonej Prawicy dogodnym. Polski budżet jest w opłakanym stanie. Zadłużenie ogółem zbliża się do 60% PKB. Każdy kolejny procent więcej to rosnące koszty obsługi tego zadłużenia. Co więcej - wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku, a być może również w następnym czeka nas unijna procedura nadmiernego deficytu. 

W praktyce oznacza to dość ostre cięcie wydatków i podnoszenie podatków. Tłumacząc to na polski: nici z obietnic wyborczych, w efekcie: „Co złego to nie my…”

Dodatkowo duże znaczenie będzie miała wspomniana wyżej procedura unijna i proces uchwalania budżetu, a ten zapowiada się „interesująco”.

Ze względu na konstytucyjne zapisy dotyczące zwołania pierwszego posiedzenia parlamentu, oraz powołania nowego rządu, ten powstanie w okolicach połowy grudnia. Jednocześnie, pod groźbą rozwiązania, parlament będzie miał bardzo niewiele czasu na uchwalenie tego budżetu, w szczególności, jeżeli nowy rząd będzie chciał wnieść poprawki do już przygotowanego projektu (ten został przygotowany przez ekipę M. Morawieckiego i 27 września przyjęty przez radę ministrów). 

Problem polega na tym, że nie ma jednomyślności co do wykładni przepisów konstytucji pod tym względem, czy nowy rząd musi przygotować i przedstawić własny projekt budżetu (takiego zdania są konstytucjonaliści), czy też projekt wniesiony w poprzedniej kadencji sejmu może być kontynuowany (opinia ekonomistów).

Słowo klucz to czas, a dokładnie art. 225 Konstytucji, który w praktyce daje prezydentowi uprawnienia do rozwiązania parlamentu, o ile ten nie przedstawi do podpisu prezydenta uchwalonego projektu budżetu, w terminie 4 m-cy od wpłynięcia projektu do sejmowi.

Już sama kwestia różnych interpretacji rozpoczęcia biegu tego terminu może być zarzewiem konfliktu.

Jeżeli przyjmiemy stanowisko konstytucjonalistów - to rząd nowy budżet będzie tworzył „na kolanie”, a liczba poprawek będzie olbrzymia. Co więcej - sam proces „poprawiania” może natknąć się na veta prezydenta, które przy obecnym składzie parlamentu będzie trudno odrzucić.

Stare, chińskie, przekleństwo mówi „Obyś żył w ciekawych czasach”. Patrząc na to co dzieje się wokół zaczynam się zastanawiać komu podpadłem.