wtorek, 25 stycznia 2011

Mądry Polak po... emeryturze.

Kilka kalkulatorów, które pokażą skąd wziąłem liczby w poniższym poście (zakładałem inflację roczną na poziomie 3% i o taką samą kwotę zwiększałem składkę miesięczną (jak kto woli indeksowałem) co roku):
Czy to się opłaca.pl

Od dłuższego już czasu w mediach toczy się debata nt. proponowanych przez rząd zmian w systemie emerytalnym. Osobiście jestem zwolennikiem pozostawienia obecnego układu bez zmian, a jeżeli chodzi o deficyt budżetowy uważam, że powinien on zostać zrównoważony przez likwidację ulg podatkowych i reformę KRUS. Cóż, przed wyborami na tak odważny krok nie ma szans.

Zastanawiacie się dlaczego taki tytuł?

Po ogłoszeniu pierwszych informacji dotyczących propozycji rządu poczułem się zdradzony. Od lat darzyłem PO dużym sentymentem. Nie prezentowała ona mojego ideału programowego ale oferowała zrównoważenie pomiędzy dość dużym liberalizmem gospodarczym a zacietrzewieniem religijnym wszelkiej maści. Reforma emerytalna z 1999 roku dawała szansę ówczesnym dwudziestolatkom na realne wpływanie na wartość własnej emerytury po przez proste powiązanie - im więcej zarobisz tym więcej odłożysz, a im więcej odłożysz tym więcej dostaniesz. Gwarantem tego miał być fakt łatwej kontroli środków odłożonych w OFE (nota bene instytucjach niezależnych o ministerstwa finansów i rządu). Innym ważnym efektem tejże reformy byłby realny spadek obciążenia budżetu w przeciągu 25-30 lat (moim dzieciom żyło by się łatwiej, tym bardziej, że jeżeli tatuś wcześniej opuści ten padół to miały dziedziczyć środki zgromadzone w OFE).

Chęci i plany były dobre ale jak zwykle w naszym kochanym kraju szlag je trafił. Najpierw ograniczono dziedziczenie środków zgromadzonych w OFE. Później stwierdzono, że wypłatą emerytur zajmie się - o zgrozo - ZUS na którego rachunek mają zostać przelane. Swoją drogą to już widzę zasady dziedziczenia i tony papierów, które trzeba będzie przedłożyć aby te pieniądze ze szponów ZUS wyszarpać. Obecny rząd łaskawie stwierdził, że OFE mają za słabe wyniki i lepiej zaopiekuje się pieniędzmi państwo. Tiaaa... Rozdając je obecnym emerytom i tak będzie "w koło Macieju", bo gdy ja przejdę na emeryturę okaże się, że dla mnie rząd też kasy nie ma i musi ją wziąć z emerytur moich dzieci i wnuków.

Rozumiem, że budżet się sypie ale do jasnej cholery pożyczając pieniądze od przyszłych emerytów rząd nadal wiąże sobie pętlę na szyję tyle tylko, że ją odrobinę poszerza wydłużając czas, w którym w końcu ona się zaciśnie. Nie tędy droga.
Osobiście jestem zwolennikiem terapii szokowej:
- likwidacja ulg podatkowych (biedni z nich nie korzystają, bo z czego mają odliczyć?),
- podniesienie podatku dochodowego o 3 pkt procentowe i ujednolicenie jego poziomu (bogaci dzięki ulgom i dobrym księgowym i tak płacą mniej niż 19%),
- obniżenie składek ZUS do poziomu 15% dochodów (10% składka emerytalna i 5% składka zdrowotna, ubezpieczenie rentowe jako dobrowolna składka w wysokości 2,5% dochodu),
- stopniowa prywatyzacja opieki medycznej (wierzcie lub nie ale sami lepiej zadbamy o jakość usług medycznych niż robi to obecnie państwo - przykładem jest praktyczna prywatyzacja usług stomatologicznych i w znacznej mierze opieki ginekologicznej),
- jednolity 17% podatek VAT (obecny system jest pełen wyjątków i nie do końca jasnych zapisów - ujednolicenie stawki podatku pozwoli na obniżenie kosztów księgowych w firmach),
- objęcie rolników takimi samymi zasadami podatkowo-ubezpieczeniowymi jak reszty społeczeństwa,

Dalsze kroki to prywatyzacja szkolnictwa wyższego i maksymalne ograniczenie biurokracji w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej.

W efekcie takich zmian w przeciągu 5 lat jesteśmy w stanie zrównoważyć budżet, a kolejne 5 lat to stopniowe obniżanie obciążeń fiskalnych. Prywatyzacja służby zdrowia i szkolnictwa ma doprowadzić do tego aby zniknęła wreszcie budżetówka. Oczywiście w 100% nie da się jej zlikwidować ale można zdecydowanie ograniczyć doprowadzając do marginalizacji.

Osobiście twierdzę, że obywatel nieokradany i nie okłamywany przez państwo da sobie znacznie lepiej radę niż przypuszczają zwolennicy państwa socjalnego. Niskie koszty utrzymania państwa to więcej pieniędzy w kieszeniach jego obywateli. To z kolei prowadzi do wzrostu popytu, to zaś do wzrostu zatrudnienia, to do zmniejszenia bezrobocia, a to do wzrostu dochodów i... koło się zamyka.

Oczywiście globalne kryzysy będą miały wpływ na taką gospodarkę, jednak znów będę twierdził, że przeciętny Kowalski lepiej sobie z kryzysem poradzi niż przypuszczają rządzący. 99,9999% populacji ludzkiej posiada instynkt samozachowawczy, który nakazuje działania nadwyraz racjonalne:
- utrzymanie się przy życiu w maksymalnie wygodnych warunkach (dążenie do dobrobytu),
- przedłużanie istnienia gatunku (jeżeli tylko pozwolą na to warunki bytowe),
- zapewnienie potomstwu maksymalnie dogodnych warunków rozwoju,
- opieka nad własną rodziną (stadem jak kto woli),

Takie zachowania mamy zapisane w genach. Zakładając, że przeciętny człowiek rozpoczyna swoją karierę w wieku około 18 lat (wybór szkoły średniej, ewentualna praca dorywcza, wybór studiów) należy przyjąć, że po około 6-10 latach powinien osiągnąć statut w miarę wygodnych warunków do ewentualnego rozmnażania, następne 20 lat to okres zapewnienia potomstwu optymalnych warunków rozwoju. Opieka nad własną rodziną jest chyba czymś normalnym przez cały okres życia (w końcowym jego stadium zazwyczaj to osobnik będzie wymagał opieki).

Na powyższe zdania ktoś może się obrazić jednak postaram się udowodnić, że możliwe są one do realizacji w warunkach gospodarki wolnorynkowej.

Wiek 17 lat.

Wybór szkoły średniej - w wielu wypadkach dokonywany świadomie.
Pojawia się możliwość podjęcia pierwszej pracy (promocje, praca w weekendy w restauracjach, praca pomocnicza przy zbiorach owoców i warzyw, pisanie tekstów - uwierzcie, że to jest możliwe nawet w Polsce o ile rodzice uchylą trochę klosz ochronny - zasadniczo przyjmijmy wreszcie zasadę "PRACA NIE HAŃBI A USZLACHETNIA")


Wiek 19 lat.

Wybór studiów lub podjęcie pracy zarobkowej.
W pierwszym przypadku możliwość kontynuacji działań z poprzedniego okresu - tym razem liczy się także staż i zdobyte doświadczenie zawodowe (nie koniecznie musi być ono zgodne z kierunkiem studiów). Im dłuższe staże i więcej doświadczenia tym szansa na znalezienie dobrej pracy wzrasta.

W drugim przypadku pierwsze prace najczęściej są mało płatne jednak pozwalają na zdobycie doświadczenia i umiejętności pozwalających na wzrost zarobków. Istotny jest fakt, że opcja dalszej nauki nie jest zamknięta. Wierzcie lub nie ale w rzemiośle nadal można znaleźć pracę na zasadzie praktyk. Jeżeli 17-latek przyjdzie do mechanika samochodowego i zapyta się go o pracę w weekendy to oczywiście istnieje szansa, że kilku go wyśmieje ale któryś z kolei posłucha i zastanowi się. Forma mistrza rzemiosła i ucznia zdawała egzamin przez setki lat - może warto jednak przywrócić jej funkcjonowanie? Nie twierdzę, że 17-latek ma naprawiać samochody od razu jednak dwuletnie "pomaganie" czegoś go nauczy. Warto jednak pamiętać, że zarobki na praktykach to nie tysiące złotych... Tak przygotowany 19-latek ma już łatwiej.

Już w tym momencie warto myśleć o odkładaniu na przyszłość około 10% swoich zarobków. Jest to kwota w tym momencie niewielka jednak z każdym rokiem będzie rosła.

24 lata

Koniec studiów. Jeżeli student pracował jest szansa na to, że obecnie ma już jakąś praktykę, w połączeniu z wiedzą teoretyczną jest dość cennym młodym pracownikiem. Jeżeli nie pracował - zaczyna od niskiego pułapu zarobków, choć wiele zależy tutaj od kierunku studiów. Wysokość zarobków wykształconego pracownika powinna się kształtować na poziomie około 60-80% średniej krajowej.

Pracujący w przeciągu 5 lat zdobywa znaczne doświadczenie - jeżeli pracował w jednym zawodzie bez większych problemów powinien zarabiać około 80-90% średniej krajowej.

Sytuacja finansowa w obydwu przypadkach powinna pozwolić na w miarę spokojne patrzenie w przyszłość. Część osób bardziej zaradnych może pozwolić sobie na myśl o założeniu rodziny.

26-28 lat.

Sytuacja finansowa obydwu grup powinna być zbliżona (zarobki na poziomie średniej krajowej). Dochód rodziny to około 180% średniej krajowej. Zakładając rozsądne gospodarowanie środkami finansowymi stać ją na wynajęcie niewielkiego mieszkania. Dziecko może nie ma luksusów jednak jest dość dobrze zabezpieczone. W niewielkim stopniu pomaga rodzina (małe wsparcie finansowe, drobne zakupy dla najmłodszego członka rodziny, opieka nad dzieckiem).

Niemożliwe?

średnia krajowa to około 3200zł brutto. Jeżeli założymy, że rodzina posiada dochód na poziomie około 180% tej kwoty (6840zł brutto) to jej dochód netto powinien wynosić około 4500 - 4700 zł. Wynajęcie mieszkania to obecnie wydatek około 1800 - 2000zł (ewentualny koszt raty to średnio 2000zł za takie samo mieszkanie jednak do tego należy doliczyć czynsz około 450 - 500zł). Pozostaje kwota około 2500 - 2700zł. Jeżeli założymy utrzymanie poziomu oszczędzania na emeryturę to na wydatki pozostaje około 2000 - 2300 zł. Z taką kwotą utrzymanie dwuosobowej rodziny z jednym dzieckiem na przyzwoitym poziomie nie jest czymś niesamowicie trudnym. Owszem dojdą dodatkowe obciążenia ubezpieczeniowe. Warto w tym momencie pomyśleć o odkładaniu na studia dziecka (wystarczy około 2,5% dochodów miesięcznie - przez 15 lat uzbiera się kwota pozwalająca myśleć o znacznym zabezpieczeniu kosztów nauki na płatnych studiach). Nie bez znaczenia jest wspomniana wcześniej pomoc rodziny, zakładam, że będzie ona wynosić około 100 - 200 zł lub więcej m-cznie.


30 - 34 lata

Pojawia się myśl o następnym potomku. W tym czasie wzrasta dochód rodziny do około 2 średnich krajowych. Sytuacja finansowa nadal nie jest zła. Znaczna część rzeczy może być wykorzystana po starszym dziecku. Podobnie jak w pierwszym przypadku warto pomyśleć o zabezpieczeniu środków na naukę na studiach.

32-36 lat

Pierwsza pociecha idzie do szkoły. Dochody ustabilizowały się lub niewiele wzrosły.
Sytuacja finansowa nadal nie należy do idealnych choć na kontach odłożone powinno już być około 250 tysięcy złotych to zabezpieczenie pozwala na zdecydowany optymizm.
W gruncie rzeczy rodzinę stać na nie za drogie wakacje lub weekendowe wypady za miasto. Dochody są średnie ale zabezpieczenie na kontach pozwala nie wpadać w panikę. Gdy za dwa lata kolejna pociecha pójdzie do szkoły nadal nie będzie tragedii. Niektóre rodziny zdecydują się na trochę większe mieszkanie i być może pojawi się trzeci potomek.

36 - 40 lat

Dochody rodziny powinny kształtować się na poziomie 205 - 210% średniej krajowej.
Na kontach odłożono już około 400 tysięcy. Część odsetek znacząco może wspomagać domowy budżet.

45 - 47 lat

Do emerytury co raz bliżej, pierwsze dziecko wybiera się na studia. Wyprawka założona przy narodzinach pozwala na wybranie dowolnego kierunku - a może prestiżowe studia zagranicą?
Na kontach emerytalnych jest już około 600 tysięcy złotych.
Dochód rodziny kształtuje się na poziomie około 210 - 220% średniej krajowej.
Może niewielki dom po za miastem? Warto się zastanowić.

51 - 55 lat

Ostatnia latorośl udaje się na studia. Być może pojawią się wnuki :) Przezorni dziadkowie pomagają rodzicom ale też zakładają konto dla wnuczka (zawsze mu będzie łatwiej).
Dochód rodziny raczej ma tendencję do utrzymywania się na poziomie około 200% - 210% średniej krajowej (pracujący na etacie powoli przegrywają walkę z młodszym pokoleniem). Właściciele własnych firm przeżywają rozkwit interesu. Więcej myśli w głowach i czasu zajmują wnuki. W końcu rozpieszczanie najmłodszych to przywilej dziadków.
Na kontach emerytalnych zgromadzono około MILIONA złotych.

60 - 65 lat

Czas na emeryturę - tą swoją, bo to co dostaniemy od państwa w porównaniu do tego co mamy odłożone wygląda jak ochłap - na koncie leży w końcu 2,5 MILIONA złotych (ich wartość nabywcza równa się około 700 tysiącom). Jest to kwota, która przy oprocentowaniu lokaty na poziomie 5% pozwala spokojnie żyć z odsetek.

To co przedstawiłem powyżej to nie bajka - to realia zakładające świadome podchodzenie do własnych finansów. Unikajmy kredytów (mądry jestem po szkodzie ale... już się tego nauczyłem). Odkładajmy niewielkie kwoty (ja założyłem 10% dochodów i zwrot na poziomie 9% w skali roku - tyle mniej więcej przynoszą fundusze obligacji i papierów skarbowych, jeżeli zainwestować około 30% w rynek akcji to będziemy na starość kwotą co najmniej o 50% większą niż przedstawiona przeze mnie).

Oczywiście ktoś powie, że nie może znaleźć pracy, jeszcze inny, że zarobki przedstawione przeze mnie są pobożnym życzeniem, bo w Suwałkach to Panie...

Drodzy Czytelnicy!
Odpowiedź jest tylko jedna: Weź los we własne ręce, bo na państwo nie masz co liczyć.
Nie możesz znaleźć pracy w Suwałkach? Spróbuj w innym miejscu Polski. Wynajem mieszkania to porównywalny koszt do jego zakupu na raty, a ma tą zaletę, że mogę mieszkać w całej Polsce (tam gdzie jest dla mnie praca). Że to nie moje? No i co z tego. Jeżeli dzisiaj nie mam własnego M nie oznacza, to w cale, że nie kupię sobie własnego domku za miastem jak będę miał lat 50.

Zasada jest prosta im wcześniej zaczniesz odkładać tym szybciej zapewnisz sobie jaką taką swobodę materialną. W powyższym przykładzie widać, że 20 latek, który zacznie odkładać po 10% swoich zarobków w wieku 60 lat może przejść na emeryturę, której kwota będzie odpowiadać średniej krajowej. Jeżeli to samo będzie chciał zrobić 30 latek musiał by odkładać aż 25% swoich dochodów. Niestety jest to już kwota, którą ciężko zaoszczędzić. Co nie oznacza, że nie powinien odkładać. Bo mieć a nie mieć 300 tysięcy złotych to dość znacząca różnica...