poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Codzienność...

Coraz częściej łapię się na tym, że po 9 latach pracy w handlu mam dość.

Ile razy można odpowiadać na te same pytania zadane w innej formie?
Nie wspominając już o sytuacji, w której po 40 minutowej rozmowie klient informuje z uśmiechem, że i tak kupi w sklepie internetowym - "bo tam taniej". Tak taniej ale moja wiedza i czas też są wliczone w cenę produktu na półce.

Ostatnio problemem są też spadające obroty. Rozumiem, że wzrost cen spowodował wstrzymanie się części klientów z zakupem ale uważam, że nie bez znaczenia jest tutaj wzrost liczby sklepów wielkopowierzchniowych i liczby solidnych sklepów internetowych. Jeżeli w przeciągu 3 lat we Wrocławiu powstało ok 7 galerii handlowych, a w większości przypadków są w nich sklepy z elektroniką, to siłą rzeczy ruch klientów będzie rozkładał się w miarę równomiernie na wszystkie sklepy. Zmniejszona liczba klientów automatycznie przekłada się też na zmniejszenie liczby kupujących. W efekcie trudno jest mówić o pozytywnym nastawieniu do pracy. Idę do pracy wykładam towar, sprzątam, czyszczę i przebudowuję - a sprzedaż zajmuje mi około 15% czasu spędzonego w sklepie. Mógłbym napisać, że się nudzę ale to nie tak - nudzić można się tylko na własne życzenie, bo roboty jest dużo - ale chcąc być szczerym trzeba sobie jasno powiedzieć - w stosunku do obrotów działu, na którym pracuję, jest nas za dużo... Co prawda dyrektor marketu zarzeka się, że nie będzie zwalniał, jednak jeżeli poziom obrotów nie wzrośnie to śmiem twierdzić, że scenariusz zwolnień w handlu robi się co raz bardziej prawdopodobny... Czy to wina kryzysu? Hmm... najpierw musieli byśmy się zapytać na ile mamy do czynienia w Polsce z kryzysem, a to zostawię sobie na innego posta :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz