wtorek, 7 września 2010

Tematy zastępcze

Od pewnego czasu w mediach panują zasadniczo 2 tematy:
- pewien krzyż z Warszawy,
- kolejne wypowiedzi polskich polityków będące obrazkiem do polskiego "katharsis" z okresu żałoby narodowej.

Dlaczego piszę, że są to tematy zastępcze?

Powodów jest dość. W cieniu wojny polsko-polskiej rząd bez większych konsultacji społecznych zafundował nam podwyżkę VAT-u o 1%, bez większego rozgłosu w dziennikach telewizyjnych i radiowych Polska przegrała batalie o VAT na książki (od 1 stycznia ze stawki 0 wzrośnie on o 5%). Nie nagłaśniano też za bardzo projektu reformy OFE, a przecież zmiany które na bazie tego projektu wejdą w życie będą dość rewolucyjne.

Co interesujące to opozycyjne PiS jest chyba zdezorientowane. Rząd od dłuższego czasu uczynnie nadstawia się do niezłego bicia za zaniedbania w dziedzinie reform budżetowych, systemu ubezpieczeń zdrowotnych, systemu fiskalnego (podwyżki podatków trudno nazwać taką reformą, choć doraźnie jestem w stanie je zrozumieć). Zamiast ważnej rozmowy o Polsce, mamy kolejne spazmy histerii o miejsce krzyża... Właśnie zbieramy pokłosie pochowania śp. L. Kaczyńskiego na Wawelu. Gdyby były to warszawskie Powązki problem rozwiązałby się w sposób naturalny...

Jak ważne są w. w. sprawy dla naszej bliskiej przyszłości pokazują szacunki niezależnych ekonomistów.

Podwyżka VAT-u, który w założeniach miał być podatkiem transparentnym* zafunduje nam średnie podwyżki cen na poziomie od 5-10%. Oznacza to, że na same produkty podstawowe przeciętne rodzina wyda o około 300-500zł rocznie więcej (piszę tu o rachunkach za prąd, cenie chleba, masła, mleka i innych podstawowych produktów spożywczych). Jeżeli dodamy do tego wzrost o około 100zł kosztu zakupu podręczników, wzroście ceny paliwa (wydatki roczne wzrosną o około 400zł) to okaże się, że niewielki 1% pozbawi przeciętną, polską rodzinę jednej, miesięcznej pensji. Oczywiście taka sytuacja na rynku doprowadzi do presji płacowej, tym samym wzrost cen może być nawet wyższy od prognozowanego.

W dalszej perspektywie brak fundamentalnych reform polskich finansów (a przecież to obiecywała Platforma Obywatelska przed wyborami parlamentarnymi) grozi powtórzeniem się w Polsce scenariusza greckiego. Gdyby do tego doszło to zamiast stopniowych, w miarę spokojnych zmian politycy będą musieli zafundować społeczeństwu terapię szokową, przy której reforma z lat 90-tych będzie wspominana z łezką w oku.

Perspektywy kilkuletnie wcale nie są lepsze. Deficyt występujący w obecnym systemie emerytalnym będzie narastał dość znacznie w latach 2015-2020 (na emerytury zacznie masowo odchodzić wyż powojenny wyż demograficzny z lat 50-tych). Bez gruntownej reformy emerytalnej w rolnictwie, górnictwie i służbach mundurowych oznaczać to będzie gwałtowny wzrost obciążeń budżetowych w przełożeniu na każdego pracującego. To z kolei może doprowadzić do masowych migracji młodych ludzi z Polski, a także do powiększania się "szarej strefy" wśród prywatnych przedsiębiorców.

Ratunkiem przed takim scenariuszem jest reforma systemu fiskalnego, a aby do tego doprowadzić potrzeba rzeczowej i merytorycznej dyskusji nie tylko polityków między sobą, a przede wszystkim polityków ze społeczeństwem. Sądzę, że połączenie mocnych reform takich jak:
- odebranie przywilejów emerytalnych,
- zmniejszenie bezpośrednich dotacji socjalnych,
- zmniejszenie przywilejów podatkowych tzw. odliczeń,
z redukcją zatrudnienia w administracji i zmniejszeniem liczebności parlamentu tj:
- likwidacją senatu,
- zmniejszeniem liczebności posłów o połowę,
- wydłużeniem kadencji parlamentu do 6 lat - to ograniczy koszty związane z wyborami,
- scedowanie obsługi floty samochodowej i lotniczej rządu i parlamentu na firmy zewnętrzne,
pozwoliłoby na osłodzenie gorzkiej pigułki społeczeństwu.
Oczywiście wszystkie te kroki nie zastąpią rozmowy i edukacji społecznej. Do póki w społeczeństwie będzie przeważało podejście "ważne co jest teraz i co uda nam się wyrwać obecnie, a o przyszłość niech się martwią dzieci i wnuki", do póty realne reformy natrafią zawsze na opór społeczny i polityczny. W praktyce zaś nie będą realizowane, bo dla polityków ważniejsze będzie utrzymanie się przy "żłobie".

Mam nadzieję, że po przeczytaniu powyższego rozumiecie tytuł - obecnie w mediach króluje temat krzyża zamiast merytorycznej dyskusji, a taka mi się marzy. Spotkanie premiera Tuska, wicepremiera Pawlaka, z Olejniczakiem i Kaczyńskim podczas telewizyjnej dyskusji na temat finansów państwa mogło by społeczeństwu dać zdecydowanie więcej niż kolejne spoty z przed Pałacu Prezydenckiego. Ale to wymagałoby odwagi od każdego z polityków, a tej im przecież na co dzień brakuje. Za miast rozmowy lepiej przy pomocy mediów przerzucać się kolejnymi kalumniami...

Ale o tym czego wymaga polska klasa polityczna już nie raz pisałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz