środa, 14 kwietnia 2010

Mały - Wielki - Człowiek

Chciałem uniknąć wpisów na temat smoleńskiej tragedii. Tak, śmiało tutaj użyłem tych słów, które używają media. Jednak w przeciwieństwie do mediów postaram się udowodnić, że mówię o tragedii w czysto ludzkim wymiarze - nie w wymiarze politycznym, bo ta nie nastąpiła.

Dlaczego?

Polska jest krajem o ustroju parlamentarno-rządowym. To oznacza, że w rękach rządu i parlamentu leży większość uprawnień ustawodawczych i wykonawczych. Prezydent w tej formie rządów pełni przede wszystkim rolę prezentacyjno-kontrolną. Posiadając prawo veta i inicjatywy ustawodawczej ma spore możliwości inicjacji i blokowania niekorzystnych wg niego rozwiązań prawnych i ustrojowych i tworzenia własnych rozwiązań. O ile ten pierwszy instrument był przez polskich prezydentów stosowany dość nagminnie o tyle ten drugi - delikatnie mówiąc rzadko. W tym momencie należy wspomnieć, że po vecie prezydenckim ustawa wraca do parlamentu i tam po poprawkach (lub bez nich) może być ponownie przegłosowana (wymagana jest jednak wtedy większa liczba głosów). W praktyce oznacza to, że rola prezydenta w procesie ustawodawczym jest ważna ale nie niezbędna.

Oczywiście należy wspomnieć w tym przypadku o roli prezydenta jako naczelnego dowódcy sił zbrojnych. Tu ponownie okazuje się, że realnie jest to jednak prawie, że "pusty" tytuł, gdyż uprawnienia prezydenckie po raz kolejny sprowadzają się do roli kontrolno-wykonawczej. W praktyce o polityce kadrowej w polskiej armii decyduje sztab generalny, który przedstawia prezydentowi do zatwierdzenia awanse i ewentualne ruch kadrowe, ten ma wówczas prawo do odrzucenia nieuzasadnionych wg niego rozwiązań, oraz prawo do własnej inicjatywy w tym zakresie. Jeżeli chodzi o politykę rozwoju armii, budżet i wydatki - o tym wszystkim decyduje parlament.

Czy w takim przypadku śmierć 18 parlamentarzystów i pary prezydenckiej można nazwać dekapitacją państwa?

Moim zdaniem - nie.

Konstytucja polska pod tym względem jest skonstruowana wzorowo i jak widzieliśmy to w rzeczywistości - w strukturach państwowych nie doszło do zamieszania czy chaosu. Państwo polskie nadal funkcjonuje sprawnie (choć nie wiem czy nie jest to nadużycie tego słowa).

Dużo bardziej martwi mnie śmierć praktycznie wszystkich naczelnych dowódców polskich sił zbrojnych. O ile polityków w Polsce dostatek, o tyle doświadczonych oficerów jest znacznie mniej. I tu faktycznie można mówić o wstrząsie. Gdyby w przeciągu 3 - 4 godzin po tragedii nastąpił atak na Polskę okazałoby się, że armią nie bardzo ma kto dowodzić. Oczywiście - zastępcy dowódców poszczególnych rodzajów broni podjęli praktycznie natychmiast swe obowiązki, jednak za nim ci ludzie osiągną rzeczywistą, 100% wydajność poprzedników potrwa to kilka miesięcy. Niestety ale dowodzenie armią wymaga po za wiedzą także doświadczenia, które można nabyć tylko i wyłącznie w praktyce, a na to potrzeba czasu. W tym przypadku faktycznie można mówić o wstrząsie i to poważnym.

Kolejną instytucją, która niewątpliwie odczuje skutki sobotniej katastrofy jest NBP. Ś.P. Sławomir Skrzypek był doświadczonym i cenionym na Świecie specjalistą w swojej dziedzinie. Ze względu na to, że polityka monetarna to długotrwały proces, to tak nagła zmiana w dłuższej perspektywie może przynieść znacznie groźniejsze konsekwencje, niż omawiany już przypadek śmierci prezydenta. W szczególności, że NBP ma bardzo duży wpływ na polskie przygotowania do przyjęcia euro. W takiej sytuacji - konsekwencje mogą być długotrwałe i bardzo poważne.

Wrócę teraz do tytułu wpisu.

Mały - Wielki - Człowiek

Jak większość z nas zmarły tragicznie Prezydent miał swoje wady i zalety, niestety w mojej pamięci zapisze się jako polityk bezkompromisowy - nie potrafiący spojrzeć ponad własnym poglądem. Polityk, który podczas kampanii prezydenckiej daleko odszedł od europejskich standardów debaty politycznej. Polityk, którego mniemanie o własnej pozycji na polskiej scenie politycznej znacznie przekraczało realne warunki. Polityk, który jako Prezydent Warszawy skupił się na jednym - może i szlachetnym, jednak w ówczesnej sytuacji rozwojowej miasta - zdecydowanie nie najważniejszym celu. Jeżeli zestawić postać Pana Prezydenta jako polityka z takimi osobistościami polskiej historii jak Stefan Starzyński, Ignacy Paderewski, Gabriel Narutowicz, czy - choć niechętnie to robię - Józef Piłsudski, to postać ta jawi się... jakaś taka... mała.

Przypomnę tylko, że pierwsza z wymienionych postaci miała wizję miasta, którą konsekwentnie realizowała - pierwsze miejsce w tej wizji zajmowali ludzie. Historia w tej wizji była ważna, jednak dużo ważniejszy był rozwój miasta, rozbudowa szlaków komunikacyjnych, dzielnic mieszkaniowych, szkół i przedszkoli... Jego wizję tragicznie przerwał wybuch II Wojny Światowej ale wówczas jego postawa po raz kolejny zjednoczyła warszawian, a słynne słowa: "Widzę Warszawę wielką..." przeszły do historii. W wizji tego człowieka muzea, kina i teatry były w niej niejako uzupełnieniem, bo tworzył całość. Niestety, wizja Pana Prezydenta Kaczyńskiego była co najmniej odmienna.

Ignacy Paderewski był politykiem, którego zabiegi o wolną i niepodległą Polskę można porównać z walką ś.p. L. Kaczyńskiego, jednak przypomnę tylko, że wyczucie i delikatność tej osoby pozwoliła uniknąć niepotrzebnych Polsce wstrząsów u zarania jej niepodległości. Polecam w tym przypadku lekturę i zastanowienie się nad tym co piszę. Zjednoczyć Polaków nie jest łatwo, temu człowiekowi udało się to wielokrotnie.

Gabriel Narutowicz - pierwszy prezydent niepodległej Polski. Postać tragiczna. Człowiek, który nie mierzył nigdy w stanowisko prezydenta, choć w polityce brał dość czynny udział, który dobro Polski widział w ciężkiej pracy nad rozwojem kraju. W momencie wyboru na prezydenta był zaskoczony, co więcej zastanawiał się nawet nad odrzuceniem wyboru. Te kilka dni jego urzędowania wykazało, że był politykiem patrzącym ponad partyjnymi interesami. Jego działania na rzecz stworzenia poza parlamentarnego rządu miały duże szanse na powodzenie. Kto wie, czy gdyby przeżył zamach historia Polski nie potoczyła by się zgoła inaczej... Czy postać skromnego politycznie i pracowitego człowieka można zestawić z postawą 4 prezydenta III RP?

Józef Piłsudski - chyba najbardziej kontrowersyjna, polska postać XX wieku. Znakomity dowódca i strateg. Przewidujący polityk na arenie międzynarodowej. W polityce wewnętrznej był co najmniej kontrowersyjny. Jednak mimo wszystkich jego dyskusyjnych posunięć, człowiek bez wahania walczący o dobro Polski. W tym przypadku obydwóch Panów łączy jedno - ich bezkompromisowość. Fakt obydwaj Panowie dużo czasu i energii poświęcali sprawie polskiej polityki wschodniej. Jednak o ile fobie Piłsudskiego można było uzasadnić realnym zagrożeniem to czy aby na pewno tak samo można uzasadnić ostrą i agresywną politykę Lecha Kaczyńskiego na tym kierunku? Pamiętajmy, że fobie Piłsudskiego dotyczyły agresywnego ZSRR, a nie było nie było demokratycznej Rosji, której posunięcia wobec Polski są raczej dość umiarkowane. Pamiętajmy też o tym, że KAŻDE państwo, w tym Rosja i USA najpierw będą realizowały swoją rację stanu, a dopiero później polskie interesy i w takim przypadku trzeba jasno powiedzieć, że łatwiej dyskutuje się z pozycji negocjacji i kompromisu czasu obecnego niż zadawnionych sporów - choć niewątpliwie dla Polskiej historii i świadomości narodowej są one istotne.

Jaki więc w tym zestawieniu się jawi Lech Kaczyński jako polityk? Cóż, jako Prezydent Warszawy - człowiek jednego muzeum. Prezydent niewielkiej części ludzi ale nie całego miasta... O tym, co sądzili warszawianie dobitnie świadczy fakt, że w Warszawie podczas wyborów prezydenckich otrzymał stosunkowo niewielką liczbę głosów.
Jako polityk dążący do zgody ponad podziałami? Pozwolę sobie tego nie komentować - proszę porównajcie dwie przedstawione przeze mnie postacie.
Jako mąż stanu na arenie międzynarodowej? Zgoda realizował politykę bezkompromisową, podobną do polityki Piłsudskiego ale robił to w zgoła innych warunkach, czy w takiej sytuacji możemy mówić, że była ona właściwa?

Moim komentarzem w tym przypadku niech będzie pierwszy człon tytułu wpisu.

Co z drugim? Cóż wielkość Pana Prezydenta to niewątpliwie jego poświęcenie dla walki o niezakłamaną historię, walki o interes Polski, walki o pamięć o losach "zapomnianych". Wiem dochodzimy do swoistego paradoksu - przed chwilą krytykowałem Go za to samo - jeżeli odnieśliście takie wrażenie to postaram się usprawiedliwić. Nie krytykuję tego o co walczył ale krytykuję metody jakich użył. Przywództwo to seria kompromisów - czasem trudnych, jednak niezbędnych - a tego w polityce Pana Prezydenta doszukać się nie mogę... Co więcej, sądzę, że metody jego rządów w znacznej mierze przyczyniły się do podziału polskiego społeczeństwa. Owszem po tragicznej śmierci - połączył Polskę. Pytanie jednak czy połączył ją jako polityk czy jako człowiek?

W tym drugim przypadku należy zaznaczyć, że jako człowiek jest wspominany ciepło. Jako miły sąsiad, dobry przyjaciel i kolega. I osobiście jeżeli mam być szczery to szkoda mi właśnie nie polityka - a człowieka. Człowieka, który mógł dla kraju jeszcze wiele zdziałać. Który być może po zakończeniu swojej prezydentury byłby cennym wsparciem dla swoich następców - bo pamiętajmy, że jako ludzie uczymy się na błędach.

Uważam, że żałoba narodowa jest jak najbardziej na miejscu. Zawsze gdy w jednej chwili odchodzi tylu ludzi należy na chwilę się zatrzymać - i oddać się zadumie. Czy jednak, czasem w tej naszej żałobie nie popadamy z jednej skrajności w drugą? Czy czasem nie przesadzamy "w rozdzieraniu szat"? Nie zrozumiała dla mnie decyzja pochowania pary prezydenckiej na Wawelu po raz kolejny podzieliła społeczeństwo. Czy dla pustego symbolu - nie wiem czego - warto było to robić? Na to odpowie historia. Dziś, nam pozostaje pochylić głowy przede wszystkim nad tragedią ludzi: nad dziećmi, które utraciły rodziców, nad małżonkami i partnerami, którzy utracili tak bliskie osoby. Nad załogą samolotu, która zginęła wypełniając swój obowiązek - oni nie lecieli tam dla polityki - oni lecieli bo taki był ich zawód. I to jest właśnie tragedią, którą należy rozważyć w ciszy i spokoju. To ludzi mogę żałować - polityków wybaczcie ale nie zamierzam...